Kalamina to jedno z naszych totalnych oczarowań. Trochę jak glinka, choć glinką nie jest. W istocie jest to mineralna mieszanka węglanu cynku z tlenkiem żelaza, który nadaje miksowi lekko różowy odcień. W naturze występuje w postaci minerałów o brytyjsko brzmiących nazwach: smitsonit i hemimorfit (bardzo ładne i zdecydowanie warte obejrzenia w internetach). Syntezowany technologicznie występuje zaś w postaci puchatego proszku, który pojawia się w balsamach, płynach i innych kosmetykach kojących. W praktyce puder kalaminowy działa kojąco, łagodzi podrażnienia i zaczerwienienie skóry, łagodzi świąd i pieczenie, reguluje pracę gruczołów łojowych i sprzyja regeneracji skóry. Zaliczany jest do surowców hipoalergicznych, sprawdza się w łagodzeniu wysypek i innego rodzaju klęsk (na przykład tych straszliwych, które spadają na nas po goleniu nóg). Nakładany punktowo pomaga przysuszać drobne niedoskonałości, czyniąc tym samym spustoszenie po stronie (musimy to napisać) pryszcza. Własnoręcznie wymieszanej pasty kalaminowej używać można w zmaganiach z cerą, ale też podrażnieniami ciała, skóry głowy czy regenerująco na płytkę i okolice paznokci